Z żonką wykombinowaliśmy… tzn., biuro podróży-żonka zorganizowała nam wakacje w Dubaju, ZEA, stolicy technologii, kultury, ojapierdziu budynków i przelewających się pieniędzy od zaropiałych szejków.
Powyżej na zdjęciu to ja: wśród tłumu na plaży. Nikt (poza dwoma innymi osobami z dzieckiem) nie był na tyle głupi, by między 10-14, w największym słońcu i 45*C w cieniu iść się poopalać na plażę. To typowa pogoda w tym klimacie o tej godzinie.
Szybko i gładko jak się wyjazd udał i moje spostrzeżenia poniżej…
Na wstępie
Jeśli nie wiesz co to Dubaj, to ten post nie jest dla Ciebie.
Ogólnie wszyscy ludzie srają i jakie to rzeczy są w Dubaju – ja się niesamowicie zajarałem miastem-państwem po dwóch filmikach kanału XDubai:
Robi wrażenie? Kadry niczym render komputerowy, aż pierwszy raz oglądając dziwiłem się, że tak to wszystko wygląda z góry.
Ale to nic, w szczególności z świetnym podkładem muzycznym to wywołuje u mnie ciarki (akcja od 6:05):
A na szybko:
- Emiraty to jakieś ciekawe dziwactwo aglomeracyjno-polityczne, polecam Wiki poczytać i jak to powstało, czym w ogóle są ZEA
- Jest tam największy obecnie budynek świata – Burj Khalifa (pol. Burdż Chalifa)
- Wszystko drogie, wszystko robi wrażenie… miasto jest budowane w niesamowitym tempie
Na przykład:
Kontynuując:
- Sztuczne wyspy – były na filmikach wyżej, kopara opada
- W pełni automatyczne metro bez maszynisty
- itd., wymyślisz sobie punkt
W ZEA obowiązuje waluta Dirham (AED, DHS) – w przeliczeniu na złotówki jest ciut droższy. Po przewalutowaniu pośrednio z Dolarami kosztuje około 1 AED = 1,1-1,2 PLN.
Podobno na lotnisku najlepiej wymienić walutę i też my tak zrobiliśmy. Korzystając z usług UAE Exchange – pobierają 10 AED prowizji za wymianę… nie wiem jak konkurencja, ale pewnie przez to oferują najlepsze kursy. Sprzedaż dirhamów wymaga identyfikacji chociażby nazwiskiem. Nominały w papierku to odpowiednio 1000, 500, 100, 50, 20, 10, 5… bilon: 1, 0,5 i 0,25 dirhama. Ceny w punktach handlowych są zaokrąglane i wydają na Twoją korzyść.
Pierwsze zderzenie wrażenie
W końcu po około 6h wylądowaliśmy, godzina ~20:30. Ludzie posrani, a przynajmniej takie wrażenie sprawiają, gdy na kontroli paszportowej panuje cisza – nie ta religia w końcu, co w Europie. Jest +2h względem naszego letniego czasu.. i kolejka – 4-5 arabusów na stanowiskach-bramkach z białymi szmatami i agalą na głowie.
Jeden z nich wyrobił sobie na starcie renomę – reagując przy jakimś paszporcie, jakby to jakiś śmieszek-terrorysta próbował wejść do emiratu, wyskoczył do innego ciapatego… i sprawdzają paszport. W międzyczasie jego kolejka wyparowała, my kitramy radość, bo akurat w niej i tak nie staliśmy, więc się nie narażamy… a europejczyk sprawdzany pewnie już posrany, że go nie wpuszczą.
Co się potem okazało – system się muslinom wieszał, a ja i tak do tego z renomą poszedłem, bo mojego choroba informatyzacji dopadła… i wszystko poszło spoko. Pieczątka jest:
Gwoli wyjaśnienia – by dostać się do Emiratów nie trzeba żadnej wizy – byle paszport, najlepiej pusty bez „konfliktowych” pieczątek, ponad pół roku ważny i można lecieć.
Klimat
To co na dzień dobry jest odczuwalne, zanim jeszcze wytarmosisz się z samolotu:
- Ciepło w ciul – 30-45 stopni i tak dzień w dzień
- Wilgotność duża – Bułgaria z zeszłego roku mi się przypomniała, ale tutaj chyba jeszcze szybciej się pocisz nic nie robiąc
- Klimat prawie niezmienny przez cały rok – prognoza pogody na najbliższy tydzień? – jedna i ta sama – słońce
- Zero chmur… pod koniec pobytu coś się na niebie pojawiało
Jakoś tak wyszło, że we wrześniu polecieliśmy… chociaż „sezonowymi” miesiącami są październik-maj, dalej jest już niestety za ciepło.
Hotel przywitał nas mineralkami. Ciepło wychodząc z rezydencji dobijało, ale po trzech dniach da się zaaklimatyzować i nawet wypracowujesz system, jak znosić te mrozy – chodziliśmy przez centrum handlowe w drodze do metra.
Polecam:
- Okrycie głowy obowiązkowo
- Olejek do opalania ofc. Smarując się trzydziestką zabiłem plecy i tak w morzu/oceanie
- Przewiewne max ciuchy
- Wychodząc na miasto woda do ręki, pół litra minimum na osobę
Z kolei wchodząc do wszelkich klimatyzowanych pomieszczeń love narzekało na zimno. Szok termiczny jest częsty, jak często nieprzyjemnie pot spływa gdy zimnem wieje w plecy.
W pokoju mieliśmy lodówkę i pralkę – w razie czego można jeszcze z pomocą tych przedmiotów ustawić sobie system na przeżycie tego ciepła.
Odległości
Zerknij na mapę teraz:
Wszystko spoko, wszystko blisko?
Taki chuj.
Wszystko jest ogromne, przejście z jednej przecznicy do drugiej to kilometr i więcej, do tego klimat sprzyja przemieszczaniu się nogami… ironia oczywiście.
Pokonanie metrem od góry do dołu tego fragmentu na screenie to jakieś 10-15 minut. Już wyobrażasz sobie?
Ponadto chodniki dla pieszych nie są czymś typowym jak u nas – nikt z resztą nie przemieszcza się tam kończynami na dłuższe dystanse. Śmietników też mi bardzo brakowało na ulicach. Często sporo śmieci leżało przy budynkach.
Zatem transport publiczny
I to co ogarnięte na starcie, ledwo na metro udało nam się z samolotów dostać: W Dubaju jest zarząd RTA, który kontroluje transport publiczny oraz drogi. W emiracie poruszasz się na bilecie między wszelkimi środkami transportu – bus, metro, tramwaj,… wodny bus.
Są różne rodzaje biletów – tzn.:
- Red Ticket, droższe przejazdy, ale możesz np. 10 odbić wykupić. To bardziej bilety jednorazówki.
- Silver Ticket – to co wzięliśmy – od razu bilet na tydzień, niestety sama karta NOL kosztuje 25 AED na starcie + 110 bilet tygodniowy. Karta ważna na 5 lat i inicjalnie ma 19 dirhamów zasilone
- Gold Ticket – to co Silver, ale droższy – uprawnia do przejazdów w wydzielonych strefach pojazdów (po prostu bez tłoku)
- I inne, mniej istotne dla turystów – odsyłam
Bilety odbija się wchodząc i wychodząc.
Sporą część wakacji spędziliśmy poruszając się metrem i jest to raczej główny środek transportu publicznego w Dubaju.
Rozkłady autobusów mają podane wyłącznie godziny pierwszych i ostatnich kursów. W międzyczasie podaje się „jeździ co 20 minut”… na co niestety nieraz naczekaliśmy się dłużej. Rozkłady nie podają również wszystkich przystanków – niespodziewane linie autobusowe wpadają na przystanek, kierowcy zapierdalają jak szaleni po mieście.
Wewnątrz pojazdów wieje klimą, aż nieprzyjemnie. Nie ma przypadków (ze względu na klimat), że kierowca Ciebie nie wpuści przed kursem do pojazdu (a nawet opierdziel zebraliśmy czemu nie weszliśmy i staliśmy na słońcu).
Przystanki autobusowe podobnie – klimatyzowane, chociaż nie wszystkie… a te co nie – darmowa sauna.
I jeszcze rozpiętość linii autobusowych, w samym centrum:
Z czego linie metra (i jedyny tramwaj) są proste jak tampon Twojej siostry:
Koszt przejazdów zależnie od ilości pokonanych stref. Startując metrem zielonym, kończąc na ostatnim przystanku czerwonej linii + autobus na lotnisko = wyniosło nas odpowiednio 5 + 5 dirhamów na osobę.
Religia, kultura i zwyczaje
To co mnie zadziwia do dzisiaj: wszyscy mężczyźni, ale to kurwa absolutnie wszyscy* faceci zapierdalają w tym upale w długich spodniach.
* – 95%. 5% to turyści/tymczasowi.
Chętnie bym zdjęcie wrzucił, by pokazać, ale ze względu na panujące zwyczaje nie mam zdjęć (szanowanie prywatności – nie wolno robić zdjęć ludziom)…
Religia. Odkrywanie kolan jest czymś niepożądanym, zatem tamtejsi kiszą jajka w tym upale. Kobiety oczywiście to samo obowiązuje – 60% długie spodnie, 35% długie suknie, pozostałe 5% w burkach – nazywane przeze mnie „muminy”. Na ulicach i w metro przeważają mężczyźni liczebnością.
Bywali też mężczyźni w swoich białych ministranckich strojach – ze względu na pogardę religijną nie chce mi się szukać, jak to się nazywa. Szczególny przekrój mody i ubiory doskonale widoczny w centrach handlowych.
Ogólnie żonka bez skrupułów chodziła w krótkich sukienkach, odkryte ramiona… pierwsze dni przeszkadzało to: praktycznie wpatrywanie się (niczym pederaści, o ironio) przez wszystkich mijając… po kilku dniach olaliśmy temat i nadal nie było przesłanek, by ktoś się miał wysadzić przez to przy nas albo nas maczetą pokroić.
Poza moją zdarzały się również tak ubrane turystki (sporo zewnętrznych osób jednak szanuje zasady). Wejście do muzeów i podobnych obiektów już raczej wymusza odpowiedni ubiór – nie byliśmy, nie znam realiów.
A w ogóle hasło podsumowujące wyjazd: „Dałbym Ci buziaka, ale boje się, że mnie zabiją”… i tyle w temacie „urażania” uczyć innych.
To co na pewno budzi podziw:
Wg Wikipedii dużo imigrantów to Filipińczycy albo Hindusi – Ci potrafią niesamowicie szybko wystartować, gdy tylko zwolni się miejsce siedzące w metrze. Potrafią w autobusie szepnąć, że „tam jest wolne miejsce [idź usiądź, wykorzystaj je]”… na pewno wzorem do naśladowania jest mentalność: mimo pełnego metra często ustępowano miejsca żonce, mimo odkrytych kolan ;-).
W wagonach metra i autobusach pierwszy wagon (w metro zależnie od strony – ostatni) jest dla złotej klasy, kolejny dla kobiet z dziećmi, dalej już reszta „ogólna”. Nie wszyscy się stosują do zasad pierwszych/ostatnich wagonów, ale widać że system w miarę sprawnie działa.
Metro podaje komunikaty w tamtejszym i angielskim języku.
Tak w ogóle, to nie wolno za rękę chodzić, chyba, że z żoną. Tak się złożyło, że fejkowaliśmy małżeństwo nosząc obrączki znajomych, by móc trzymać się za spocone rączki na ulicy… a i tak to raczej niewielkie znaczenie miało i bez upierdliwego srebra na ręce też by nam się nic nie stało. Nie testowaliśmy całowania się w publicu.
Spotkaliśmy też rodzinę polaczków wracając z The Palm Jumeirah… nie przyznając się do narodowości – wiocha.
Englisz?
Ja, kaput.
Wszystko jest w dwóch językach. Nawet arabski pisany od prawej daje przewagę, gdyż budynki od lewej często pisane są po angielsku, na środku logo, i od prawej po arabsku.
Znaki drogowe podobnie – wszędzie angielski dostępny.
Gdyby nie TV nawijająca po arabsku – Angielski byłby natywnym językiem.
Ludzie przepraszają z góry po angielsku, zamiast się głowić jak do ciebie zagadać – opisuję to widząc w pamięci przykład ciapaty-do-ciapatego.
Banknoty również – z jednej strony po arabsku włącznie z nominałami, z drugiej nasz standard. Coś takiego:
Trudno się zgubić, trudno czegoś nie zrozumieć. Wszystko przystosowane dla cudzoziemców.
Samo miasto Dubaj
Więcej drapaczy chmur w okręgu o średnicy 50km, niż w całej Polsce. Ogromny plac budowy jednocześnie.
Na drogach przeważają Toyoty/Lexusy. Dużo porszyn, lambo. Jadąc metrem mijasz salony każdej możliwej marki samochodów. Próżno w ruchu szukać Skodę/Opla/Fiata. Dużo SUVów, większość pojazdów z 4-5-6 litrowymi silnikami. Czasami auta zostawały uruchomione bez właścicieli, byle tylko klima chodziła.
Boisz się używać klimy w korku u nas w lato? Pomyśl jaki hardcore tam auta przeżywają
Gdyby wytypować najczęstszy odgłos Dubaju – bezkonkurencyjny jest wiatrak samochodowy od klimy.
Porzucone porszaki, lambo na drogach? No tutaj nie zgodzę się… a przynajmniej poza miasto nie udało nam się wyjechać, więc nie znam sytuacji – raczej porzuconych aut nie spotkałem. Za to pojechaliśmy raz do dzielnicy industrialnej (nie jestem pewny: Jebel Ali?)… i niczym trzeci świat – same stare złomy przykryte pyłem piasku, garaże z blachy, slumsy i komisy samochodów używanych… szok.
A, i w całym mieście – klakson słyszysz co 3 sekundy. Tu taksówka attention whore, tutaj ktoś inny tarasuje drogę i ćwierć sekundy za długo stoi. Klakson w użyciu częsty niczym pedały… w aucie.
Życie
Miasto odżywa od popołudniowych godzin – ulice korkują się dopiero po zachodzie. Dubajczycy to łowcy okazji, sporo sklepów od „1 do 20 dirhamów” i tłoku w takich sklepikach sprzedających pierdółki.
Dużo ludzi w południe siedzi u wejść podziemia metra korzystając z klimatyzacji.
Popołudniowe godziny to też zapchane centra handlowe – wysiadając z metro na Dubai Mall idzie się ~kilometrowym klimatyzowanym korytarzem aż do samego centrum u boku szpikulca. W centrum handlowym fontanna na trzy piętra, wielkie akwarium, lodowisko…. a w innym jest nawet stok narciarski (Ski Dubai).
Zaraz obok Mall jest akwen i wieczorne pokazy fontanny w rytm podkładu muzycznego, godne odwiedzenia.
W południe warto wskoczyć na Abrę i przepłynąć za dirhama na drugi brzeg po rzece Creek. Odwiedziliśmy ponadto targ przypraw, złota i tekstyliów – miejscowi zawsze chętni, by wcisnąć i sprzedać towar turyście, a nachalność momentami niespotykana ;-).
Ciepły kraj jakotako
I jeśli lubujesz się w smażeniu na słoneczku i ciepłej plaży – polecam. W życiu nie wchodziłem do tak gorącej wody, jaka jest w Zatoce Perskiej. Zapomnieć można o odmrażaniu sobie jajek/cipki, a wchodzisz jak do ciepłej kąpieli w domu.
Pluskaliśmy się nawet po zachodzie słońca, śmiem zaryzykować stwierdzeniem, że po północy równie przyjemnie jest.
Muszelki na plaży też… jarałem się zeszłorocznymi z Bułgarii, ale te to są dopiero genialne:
Grube, nie do złamania gołymi rękoma. Na pierwszym wypadzie na plażę przygrywał mi w tle śpiew z minaretu meczetu… w ogóle meczety grały, śpiewały i nawoływały kilka razy dziennie. Spałem, ale podobno zdarzyło się również około 2 w nocy niedaleko hotelu – nie mam pewności czy to prawda, czy komuś się przyśniło :P.
Wow, podróż życia / Koszty
I teraz zasmucę koneserów – niemal będąc wykopowym programistą całość wakacji wyniosła nas około 2,5 tys. zł na głowę i polecieliśmy po kosztach. Serio!
9 dni – start w poniedziałek, deszczowo autem do Kato (miał być pociąg), z Kato PolszyBus do Budapesztu, tam nocleg, Budapeszt terminal 2B, WizzAir do Dubaju. Godzina 21 lokalnego czasu, taksa z Węgrami do najbliższej stacji metra, metrem około godziny do skrzyżowania z drugą linią, przesiad, wysiad, szukanie jak głupi kierunki i wyjścia z podziemia… i tyranie w ogromnej duchocie i bagażami do hotelu…
Powrót hotel – metro – autobus do lotniska, 3 godziny czekania, przylot do Budapesztu o 2 w nocy, film na telefonie w oczekiwaniu, bus – M3 – M4 – PolszyBus – Kraków, bus na Kato i szybciutko do auta, czy nie ukradli. Uf, wszystko pykło ~ 28h od wyjścia z hotelu w domu.
Główny koszt to przelot – udało nam się wyhaczyć Budapeszt – Dubaj DWC za około 1660zł oczywiście z tylko* jednym bagażem rejestrowanym. W normalnych warunkach trzeba trójkę dać na przodzie za dwie osoby w klasie bydlęcej… więc polując na swoją „podróż życia” zaczynaj od taniego samolotu, jeśli organizujesz na własną rękę.
* – ten tylko jeden bagaż w zupełności wystarcza
No chyba, że stać cię na przelot Emirates w złotej klasie za 50+ tys. złotych? Pewnie ląduje też w centrum emiratu – niestety nasze lotnisko DWC nieco uciążliwe jest w lokalizacji i dojeździe, a od 15 do szóstej rano obsługiwało wyłącznie… <10 przylotów/odlotów.
Rezydencja – Ledwo udało się bez karty kredytowej zaklepać i zapłacić przelewem z polski Hotel – Rolla Residence Apartments i już polecam ich – ręczniki nowe codziennie, próbki żeli, szamponów, pokoje sprzątane, aneks kuchenny, balkon, klima… jakoż, że byliśmy jedynymi białasami obsługa hotelu (bardzo miła) pytała, czy nie chcemy specjalnie przyrządzanych potraw na śniadanie… no i basen na dachu. Do przelewu gotówki użyłem TransferWise. Koszt hotelu 1820 AED ~ 2000zł.
Sam koszt życia w Dubaju krótko podsumowuję… 1,5x drożej niż u nas uwzględniając walutę. Pepsi litr 3AED. Zgrzewka 9L wody ~10AED… chleb z kolei ciut droższy (6AED) albo mleko (5-6AED). Co ciekawe, nie spotkałem nigdzie wody gazowej. Mieszkając w apartamencie i mając wykupione śniadania na obiady/kolację żarliśmy pasztet i makaron z pesto ;-). Kubełek w KFC ~25AED, zestaw dla dwojga, średnia pizza i jakieś pierdoły w Pizza Hut = 49AED.
Daliśmy się raz nieźle wydymać – na Lake Towers lodziarnia… 12 dirhamów za gałkę lodów… a kupując rożka w markecie (~3AED) masz 3 minuty na zjedzenie go, albo się rozpłynie.
Drugie potencjalne dymanie, którego uniknęliśmy – wejście na taras widokowy na Burj Khalifę za 450 dirhamów per osoba… no popierdoliło kogoś… a raczej plebsem jesteśmy, bo nie mamy karty kredytowej – a przez neta za 1/3 ceny się kupuje bilety. Alternatywą są wycieczki dostępne w centrach handlowych i „kupując” na miejscu na szpikulec można by było wejść za rozsądne 120AED. Opcje też quady na pustyni itp., wszystkim znane.
Warto?
Warto!
W ciągu najbliższych 5 lat może znowu polecimy – zobaczyć ile się zmieniło, ile z obecnie zastanego placu budowy wyrosło nowych drapaczy… no i kartę NOL Dubai mamy tylko do 2021r. ważną! 9 dirhamów nie może przepaść, oj nie nie!
Czekam też z utęsknieniem na kolejne linie metra, szczególnie tą spinającą lotnisko DXB z DWC. Niestety lądowaliśmy na DWC – 60km od hotelu. Podjazd taksą na najbliższe metro kosztował 25$ / 70AED ~ 20km.
Przygotowanie
Google Maps nie udostępnia obszaru offline mapy Zjednoczonych Emiratów.
Nam przez cały pobyt świetnie służyła mapa w ramach aplikacji OsmAnd – bogata jest również w atrakcje i wszelakie POI, linie metra, przystanki autobusowe, godna zakupienia w wersji plus.
Adaptery do gniazdka europejskiego zazwyczaj udostępniają hotele.
Z telefonu do komunikacji w ogóle nie korzystałem. Hotelowego Wi-Fi sobie zabroniłem w ucieczce od pracy.
Chyba tyle, masz jakieś pytania?
Tagi: Burj Khalifa, Dubai, Islam, PolskiBus, Religia, Samolot, Wakacje, WizzAir, Wycieczka, Zjednoczone Emiraty Arabskie
Dzięki za świetny opis. Gratulacje za udane/y wakacje/urlop. Choć pewnie za krótki, to bogaty we wrażenia. Pozdrawiam i życzę miłych wrażeń także w naszym (zapyziałym, ale kochanym) kraju.
Walutę to jest najlepiej wymienić w kantorze online, szybko i nie trzeba szukać stacjonarnego
Polecam ją potem też porównać -> cośtam-gdzieśtam-cenzura-reklamy.pl ja korzystam i jestem zadowolona